14 Wspaniałych i trener "żółtodziób"

18:00 Z pasji z miłości 0 Comments

Kiedy pod koniec ubiegłego roku  PZPS ogłosił, że trenerem reprezentacji Polski zostanie Stephane Antiga nikt nie wierzył, że ten pomysł wypali. Wówczas Antiga był jeszcze czynnym zawodnikiem, i zamiast skupić się na reprezentacji biegał w krótkich spodenkach po boisku, grając w PGE Skra Bełchatów. Dziennikarze, eksperci, "komentatorzy", uważali, że ten pomysł to czyste szaleństwo, bo jak inaczej można  nazwać, w roku polskich Mistrzostw Świata, powołanie na trenera człowieka bez jakiegokolwiek doświadczenia trenerskiego. 

Dziś, kilka miesięcy od tamtego wydarzenia, można powiedzieć, że Antiga z nawiązką spłacił zaufanie, którym obdarzył go prezes PZPS, Mirosław Przedpełski, to on uwierzył w niego zanim zrobiła to cała rzesza "ekspertów". Trener żółtodziób poprowadził reprezentację Polski do Mistrzostwa Świata, Polacy w niedzielnym finale pokonali trzykrotnych tryumfatorów, wielką Brazylię Brenardo Rezende. Trenerski laik wygrał z trenerskim doświadczeniem . 

Antiga miał pod swoją wodzą czternastu wspaniałych, najlepszych z najlepszych, ludzi z charakterem, wojowników nie bojących się niczego, nawet wielkiej Brazylii. Jeszcze przed sezonem udało mu się namówić do powrotu do kadry Mariusza Wlazłego, jak się później okazało, tylko na jeden turniej, ale o tym już w innym "artykule". Na mistrzostwa powrócił również Paweł Zagumny, który pokazał, że nadal potrafi rozgrywać, i to piekielnie dobrze. Francuzowi udało się stworzyć DRUŻYNĘ, która była mieszanką doświadczenia z młodością. Tym 14 wspaniałym udało stworzyć się zespół, który sięgnął po złoto Mistrzostw Świata, 40 lat, po tym jak ówczesna reprezentacja prowadzona przez Huberta Jerzego Wagnera dokonała tego po raz pierwszy, pokonując Japonię w meczu, który miał zadecydować o tym kto zdobędzie złoty medal.

Droga Polaków do wymarzonego złota była wyboista, trudna i najeżona przeciwnościami. Poza rywalami w I fazie na Polaków czekali przeciwnicy z najwyższej półki, bo czy reprezentacje USA czy Francji, można nazwać łatwymi  rywalami, nie. Amerykanie  to Mistrzowie Olimpijscy z 2008, zwycięzcy tegorocznej edycji Ligii Światowej, i tylko im udało się przeciwstawić Polakom, wygrywając z nimi w II fazie turnieju (przyp. red. Polska przegrała 3:1). Potem był wgrany 3:1 mecz z Włochami pod wodą Mauro Berutto, debiutanci  Iranu, i na koniec reprezentacja Francji. Polacy zajęli drugie miejsce w grupie przygrywając jednym punktem właśnie z Francuzami.

Wydawało się, że gdy Polacy na trafili na Rosjan i Brazylię w III fazie, medal oddalił się od nich dalej niż kiedykolwiek wcześniej. Do awansu, do najlepszej czwórki wystarczyło pokonać tylko Mistrzów Olimpijskich, Rosjan z genialnym środkowym, Muserskim, i aktualnych Mistrzów Świata. Niemożliwe? Nasi siatkarze chyba wykreślili to słowo ze swojego słownika, nie tylko pokonali Brazylijczyków, ale wręcz upokorzyli Rosjan, grając przez dwa pierwsze sety perfekcyjnie, a nawet genialnie. Punkt po punkcie przybliżali się do upragnionego awansu, a kiedy na tablicy wyników widniał wynik 2:0 dla Polski w setach, wszystko stało się jasne, Rosja poza najlepszą czwórką, nam zostało tylko wygrać mecz by móc awansować z pierwszego miejsca w grupie, co naszym siatkarzom udało się dopiero po 5 secie, w którym wygrali 15:11.

W półfinale Niemcy postawili nam trudne warunki, sety kończyły się na przewagi, a Polska długo nie potrafiła znaleźć sposobu na świetnie grających Niemców na siatce. Na nasze szczęście po czterech setach, wynik meczu był korzystniejszy dla nas, wygraliśmy 3:1. Wynik uratował Mariusz Wlazły, popisując się genialną obroną nogą po, której niemiecki siatkarz popełnił błąd sięgając piłkę na naszej stronie. Po trzech godzinach to Polacy cieszyli się z awansu do finału, a tam czekała Brazylia, którą raz już udało się nam pokonać.

21 września, Katowice, Spodek, a w nim 11 tysięcy kibiców (drugie tyle było na strefie kibica zorganizowanej wokół Spodka)  i ONI. Na boisku Fabian Drzyzga, Mariusz Wlazły, Michał Winiarski, Mateusz Mika, Piotr Nowakowski, Karol Kłos i Paweł Zatorski, a na ławce trener Stephane Antiga, po drugiej stronie siatki, Brazylia. Pierwszy set przypominał finał sprzed ośmiu lat,kiedy to Polacy pod wodzą Raula Lozano gładko przegrali finałowe stracie z Brazylijczykami. Na szczęście tylko pierwszy set, później na boisko wszedł Paweł Zagumny, i to on poprowadził Polaków do historycznego zwycięstwa, wielka Brazylia na kolanach, Polska została Mistrzem Świata, krzyczały tytuły  największych sportowych serwisów.

Łzy radości mieszały się ze łzami smutku, bo z kadrą pożegnało się kilku siatkarzy, którzy byli w niej od zawsze, od kiedy sięgam pamięcią, a teraz trudno będzie sobie wyobrazić reprezentację bez Pawła Zagumnego, Michała Winiarskiego, Krzyśka Ignaczaka, czy tego, który wrócił do niej tylko na ten jeden sezon, by poprowadzić ją do złotego medalu, MVP Mistrzostw Świata, Mariusza Wlazłego.

Nasi siatkarze dokonali czegoś pięknego, niesamowitego, jeszcze długo będę wspominać to co działo się 21 września. Ten dzień już na zawsze zapisał się złotymi zgłoskami w historii polskiej siatkówki, a trener Antiga i jego 14 wspaniałych staną się symbolem zwycięstwa, i tego, że niemożliwe nie istnieje, a  marzenia, nawet ten najbardziej nieprawdopodobne spełniają się. Oni, wczorajszego wieczoru spełnili jedno z nich, zostali najlepszą drużyną świata, z najlepszym zawodnikiem świata w składzie i trenerem "żółtodziobem" na ławce. Czy można chcieć czegoś więcej, tylko tego, żeby ten sen się nie kończył :)




Pozdrawiam, 
Mili :)

P.S.  Roja niedługo wrzuci notkę z meczu Polska - Rosja, podzieli się swoimi refleksjami z finału. Poczekacie, co nie?


0 komentarze :